poniedziałek, 28 marca 2016

The 100 Song Challenge 8

Day 50: A song you think everyone has forgotten.
Sama o niej zapomniałam, pogrzebując ją gdzieś daleko w swoich wspomnieniach i odkopując dopiero teraz, po tak długim czasie. Piosenka Whenever, Wherever dostarczyła mi w życiu kilku naprawdę świetnych wspomnień z moimi znajomymi. Jak teraz patrzę na wypinającą się we wszystkie strony Shakirę, najpierw wynurzająca się z wody, potem tańczącą gdzieś pomiędzy przebiegającym stadem dzikich koni, gdzieś po drodze taplającą się w błocie tylko po to, aby na samym końcu skoczyć z Everestu… zastanawiam się na jakiej postawie takie teledyski powstawały. A, i jeszcze ten ryk walenia na samym początku, coś pięknego. 

Day 51: A good summertime song. 
W wakacje była modna jakże wcale nie letnia tytułem piosenka Lany Del Rey, od której zaczęła się moja fascynacja jej głosem. Jednak to nie był utwór, dzięki któremu zachęciła mnie do zapoznania się z jej muzyką. Co nie zmienia faktu, że jest ona wakacyjna, bo Summertime Sadness właśnie wtedy polubiłam. 
Day 52: Worst Christmas number one ever. 
Chwytliwa jak cholera, ale coś mi w niej przeszkadza. Oczywiście, chodzi mi o Drummer Boy, która nie wiedzieć czemu, często jest grana w radiu. Ciężko mi stwierdzić co jest nie tak (ale podejrzewam że to „para pam pam”). W każdej aranżacji mi się nie podoba, ale jeśli ktoś ma jakąś ciekawą, to niech podeśle, może wtedy zmienię zdanie. Jedyny plus tego utworu jest taki, że był on w przedostatniej scenie mojego ulubionego serialu, czyli American Horror Story (sezon 1). 
Day 53: A feel good song. 
Ostatnio cały czas słucham Gorillaz, więc i teraz nie przyjdzie mi nic innego na myśl. W tamtym tygodniu były moje 2 ulubione ich piosenki, dlatego teraz będzie ta, która kończy podium z moimi ukochanymi utworami z tego krążka, czyli Kids With Guns
Day 54: A song from artist/band you'd love to see live (even if they are no more). 
Oczywiście Placebo, i co lepsze, wybieram się, kiedy przyjadą do polski 29 października. Jako że trasa koncertowa jest z okazji dwudziestolecia od debiutu pierwszej płyty, to aż nie mogę nie dać Twenty Years (które chętnie usłyszę live, tak baj de łej). 
Day 55: A song from the last artist/band you did see live. (when where?) 
Na happysadzie byłam kilkukrotnie, ale ostatnio się zaniedbałam, jeśli chodzi o ich trasy koncerotwe, jednak raczej ze względu na życie prywatne. Na pewno jeszcze nie raz będę na jakimś ich występie i jestem pewna, że jak zawsze, będę wyczekiwać na mój jeden z ich ulubionych utworów, czyli Długa Droga w Dół
Day 56: A song from the 'The Rolling Stone Greatest Guitarists' list. 
Wybrałam Down By The River Neila Younga plasująca się na 17 miejscu. Bardzo podoba mi się i tak szczerze, to wydaje mi się, że więcej jej nie trzeba, żeby to się tutaj znalazła. A tak przy okazji, świetne chórki! Zawsze mnie śmieszą, piękne czasy.
POPRZEDNIE          NASTĘPNE

2 komentarze:

  1. O, co do pierwszego to się nie zgadzam :D ostatnio jak jechaliśmy i mieliśmy udawać, że się dobrze bawimy to puściliśmy sobie Whenever, Wherever, a potem wyszło, że z innymi znajomymi śpiewałyśmy to jeszcze w hiszpańskiej wersji :3 Taki hit!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W hiszpańskiej? Wow, gratuluję, nawet nie wiedziałam, że w takiej istnieje. :)

      Ależ nie mówię, że hitem nie jest! Wręcz przeciwnie, tylko raczej nie zdarzyło mi się, żebym słyszała go w radiu ostatnimi kilku laty.

      Usuń

tofaszysze bló