poniedziałek, 22 lutego 2016

The 100 Song Challenge 3

Day 15: A song you hate.
Za bardzo to nie mam pojęcie jaka piosenka mi się nie podoba. Zazwyczaj słyszę coś, co mi nie odpowiada, wyłączam i szybko zapominam. W przypadku tego pytania mam nie lada zagwozdkę, ale zazwyczaj nie porywa mnie większość hitów puszczanych w radiu, ale tegoż również zbyt często nie słucham (jedynie Antyradio i Eskę Rock, ale tam są puszczane trochę inne hity). Ostatecznie wybrałam Lights. Choć teledysk jest śmieszny, całkiem mi się podoba, to zbrodnia, jaką wyrządzili mi Hurts tą piosenką, jest nie do przebolenia. Nigdy nie byłam ich wielką fanką, mój rodziciel ich słucha i nawet posiada Happiness, ale w porównaniu do takich piosenek jak Wonderful Life, Illumineted, czy nawet Blood, Teras & Gold wyrażę się jednym słowem – słabiutko. 

Day 16: A song you like but a friend hates. 
Tego również jest wiele, ale przede wszystkim Marche Funèbre. Prawie każdą piosenkę Soap&Skin mogłabym tutaj dać. To wszystko wynika z tego, że ta artystka tworzy muzykę, która kompletnie do nich nie trafia, a do mnie – nad wyraz. 
Day 17: A song from a movie. (what is the movie?) 
Piosenka Requiem For a Dream z filmu o tym samym tytule skomponowana przez Clinta Mansella. Równie mocno polecam film jak i przesłuchać cały soundtrack. Swoją drogą, to zawsze, kiedy ktoś się mnie pyta o dobry horror polecam go, bo tylko ludzie o naprawdę mocnych nerwach mogliby obejrzeć to na spokojnie.
Day 18: A song from the year you were born. 
Ponieważ Bló jest anonimowym anonimem, to zastanawiajcie się, czy dał tę piosenkę, bo to faktycznie jego rok urodzenia, czy trolluje was, a może ten utwór się znajduje tu tylko dlatego, ponieważ jest po prostu Placebo. Tak, to też jest możliwe. Wybrałam Blue American, ponieważ jest bardzo bólowe. 
Day 19: A song you think most people would like. 
Talk Show Host jest moim dzwonkiem od czterech lat i dalej lubię słuchać tę piosenkę, co można uznać niemalże za cud. Kojarzy mi się z filmem Romeo+Julia, z którym mam dobre wspomnienia. Radiohead może i nie należy do moich najulubieńszych zespołów, ale posiadam ich jedną płytę z największymi hitami i często jej słucham (najczęściej kiedy idę spać, bo większość ich to ballady, co wspaniale przygotowuje mnie do snu, a potem jakiś szybki utwór się pojawia z gitarami elektrycznymi i potrafi skutecznie rozbudzić). 
Day 20: A good 80's song. 
W I Love Her All The Time jest coś, co mnie hipnotyzuje. Sama nie wiem, jak opisać moje emocje względem niej, ale wokal wprowadza mnie w pewnego rodzaju ekstazę, a linijki She comes into my mind / Twisting through my nerves śpiewane za drugim razem są tak niesamowite, że nie potrafię nawet tego opisać. Właśnie to jest geniusz Sonic Youth – kilka zdań w kółko powtarzających się nie byłyby niczym niezwykłym, gdyby nie to nacechowanie ich wieloma emocjami. Może hiperbolizuję, ale to moje odczucia (nie do końca wiem, czy są normalne). 
Day 21: A song with a name in it. 
Polly jest pierwszą piosenką, jaka mi przyszła na myśl. Swojego czasu Nirvana zajmowała spore miejsce u mnie na półce, obecnie kolekcja się namnożyła i już tak nie jest. Uwielbiam całą piosenkę, właściwie nie ma tam rzeczy, która nie odpowiadałaby mi. Nawet wersja z Indesticide przypadła mi do gustu. Coś w tym zespole jest, co nie pozwala mi się od niego uwolnić (mój pierwszy gimbazjalny krasz z nimi był, więc wiecie…).
POPRZEDNIE          NASTĘPNE

2 komentarze:

  1. Ach, pierwsze, o czym wspomnę to Requiem for a Dream theme song - zacznijmy od tego, że ten film jest genialny właściwie w każdym jego aspekcie (yyy, nie chcę wyjść na gópjego, więc rozwinę swoją myśl: genialna Ellen Burstyn, ale pozostała trójka również się spisuje; dobra, wciągająca fabuła, świetny montaż - ajś, wychodzę na psychofana - fakt, lubię dzieła Aranosky'ego [no, może nie licząc "Noe'go"]), to do tego wszystkiego trzeba koniecznie dodać muzykę. Jery, nigdy nie spotkałem się z tak przerażającą i trzymającą w napięciu muzyką. Została wykorzystana w idealnych momentach, kiedy to napięcie wydawało się nie do wytrzymania. Podsumowując, świetny wybór.

    Ha, doczekałem się Radiohead - nie spodziewałem się ich akurat w tej kategorii, niemniej fajnie, że zostali uwzględnieni w Twoim czelenżu. Tak bajdełej Thom Yorke wydał kilka lat temu solową płytę (całkiem genialna), a jeden song, mianowicie "Hearing Damage", trafił do ekranizacji bardzo przykrych książek o sparklących się wampierdach (Tłajlajt Saga) - i jakkolwiek nie lubię tej serii, to trzeba przyznać, że soundtrack w każdej części zawiera kilka perełek. A "Hearing Damage" jest jedną z nich.

    Zgadzam się również z wyborem Sonic Youth; piosenka rzeczywiście wprawia w dość schizowy nastrój - w ogóle kocham powtarzalność w piosenkach (oczywiście dobrze ukazaną), dlategoż polecę Ci zespół Crystal Castles, który na tej powtarzalności kilku linijek tekstu bazuje (szczególnie piosenki "Crimevave", "Untrust us").

    Mój komć to zapewne zlep rzuconych o ścianę wypocin, ale whatever, nie myślę racjonalnie o tej porze.

    Pozdrawiam i czekam na kolejne zestawienie.
    Gnom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Requiem For A Dream szczególnie dlatego, że po pierwszym seansie opanowało mnie dziwne uczucie w klatce piersiowej, którego nie mogłam się pozbyć przez kilka godzin i snułam się przez następny tydzień, myśląc jedynie o tym filmie. Za drugim razem, po prawie rocznej przerwie, postanowiłam prześledzić jeszcze raz historię. Wtedy wyłapałam kilka innych szczegółów, których wcześniej nie zauważyłam, a nadawały fabule zawisłości i smaczku. Ale potem znowu przez tydzień nie mogłam pozbyć się uczucia podobnego do pierwszego razu.
      W ogóle moim zdaniem ten film jest idealny (specem ja nie jestem, wiele oglądniętych filmów też na koncie nie mam); zaczynając od doboru aktorów, poprzez scenariusz (wiem, że jest on na podstawie książki i nawet chciałam ją przeczytać, jednak moje poszukiwania spłonęły na panewce. Z tego, co pamiętam nawet nie została przetłumaczona na polski, albo to super mega rare nie do znalezienia, mam nadzieję, że kiedyś dorwę ją), kadry, scenografię, montaż oraz przede wszystkim ścieżkę dźwiękową. Najbardziej podobają mi się muzyka, która się pojawia się pod sam koniec. Kiedy już jest beznadziejnie i chcesz się załamać, dostajesz jeszcze więcej smutku, przerażenie; zostajesz nią po prostu zmiażdżony. Myślę, że to dlatego ten film wywarł na mnie takie wielkie wrażenie.
      Ale o tym to mogłabym napisać cały esej, a i tak nie dotrwaliby do końca nawet zagorzali fani.

      Wybrałam Radiohead i akurat tę piosenkę, bo przeszła taki pewnego rodzaju test w praktyce. Wszystkie osoby, które miały okazję usłyszeć mój dzwonek w większości komplementowały go i niektóre nawet pytały się o tytuł (a bardzo bliscy znajomi po jakimś czasie zaczęli nucić gitary). Stąd ta kategoria.

      Dobrze Cię mieć, doedukujesz (wiem, takie słowo nie istnieje, NO ALE). c:
      Przesłuchałam Hearing Damage, i nie wiem dlaczego, ale kojarzy mi się z B3 Placebo (szczególnie na początku), chociaż nie ma ku temu absolutnie żadnego powodu. A najlepsze jest to, że zdaje sobie z tego sprawę. No, ale fanostwo nie wybiera.

      Już tyle rzeczy mi poleciłeś, że aż nie wiem jak dziękować. Nigdy nie słyszałam o Crystal Castles. Kolejny zespół do zbadania!

      Moje pozdrowienia niech też trafią w blogowy eter!

      Usuń

tofaszysze bló