poniedziałek, 15 lutego 2016

The 100 Song Challenge 2

Day 08: A song you used to like but now hate.
Ciężko mi nie lubić jakieś piosenki, bo dziele je zazwyczaj na te, które do mnie nie trafiają oraz te, co mi się po prostu przejadły. Względem tych drugich, patrzę pod pryzmatem „kiedyś mi się podobały, więc musiało coś w nich być”. Take Me To Church jest taką. Jej głównym grzechem jest to, że swojego czasu wszędzie była grana. Owszem, nie da się zaprzeczyć, chwytliwy utwór, nawet bardzo, ale przez jej obecność na każdym kroku, od radia po telewizje i internet włącznie, szybko straciła swoją magię. Po długim detoksie od niej stwierdzam, że jest fajna, ale mimo iż nie słuchałem jej od kilku miesięcy, to dalej za mało, aby powrócił jej dawny czar. W sumie, to biedny ten Hozier, bo tak go ograli wzdłuż i wszerz, że aż przegrali. 

Day 09: A childhood memory T.V. theme tune. 
Całkowicie i bezapelacyjnie należy się to Bliźniakom Cramp. Muzyka do pokazówki jest bardzo specyficzna, a oglądanie Cartoon Network, gdzie była puszczana minimum dziesięć razy dziennie, przyczyniło się do trwałych wspomnień w móżdżku bló. Bajka z tego, co pamiętam, prezentowała się w miarę normalnie, poza jednym epizodem z nawiedzonym rowerem, który jak przez mgłę sobie przypominam… Każda kreskówka musiała mieć chociaż jeden odjechany odcinek? 
Day 10: A song from one of your favourite albums. (what is the album?) 
Mam wiele ulubionych albumów i ciężko mi wybrać jedną piosenkę, ale jeśli już jakąś mam tu zaprezentować, to będzie to Protect Me You. O ile Sonic Youth przyszło do mojego życia dość późno, to psychodeliczne gitary i proste, ale urzekające teksty wystarczają, aby w jedną noc zapoznać się z całą ich twórczością. Album, zawierający tę piosenkę to, oczywiście, Confusion is Sex, czyli pierwszy tego zespołu jaki miałem okazje usłyszeć. Ktoś kiedyś powiedział: „nie musisz brać narkotyków, bo oni dają ci uczucie bycia na highu” (czyżby Brian Molko? Nie jestem tego pewien, a wywiadu nie mogę znaleźć. Być może to moja wyobraźnia). I się z tym bezapelacyjnie zgadzam. 
Day 11: A song from an artist you are attracted to. 
Placebo może nie tyle pociągają mnie, co fascynują. W taki muzyczny, czysto fanowski sposób. Raczej Brian, Stefan, Steve namber łan end tu, Robert (trzej ostatni to perkusiści z przedziału lat 1995-2015) mają przeciętną urodę, a przez to, co wykonują, zmienia mi się postrzeganie ich. Raczej nie mam kraszy na gwiazdy, ale jak już trzeba ubrać to w słowa, to raczej w taki sposób. Poza tym, jeszcze w tym tygodniu ich nie było, więc wybrałem utwór z okresu, kiedy byli piękni i młodzi. Taste In Men jest dobrą piosenką, odrobinę gorszym tekstem oraz ślicznym teledyskiem, a to tygryski lubią najbardziej. Ewentualnie, mój wywód potwierdza TEN LIVE (można od razu włączyć 0:41 i rozkoszować oczy Brajanem). Tak swoją drogą, to bardzo lubię oglądać tę piosenkę wykonywaną na żywo, szczególnie z tych starych lat i nie ma tu nic do rzeczy ten jeden epizodyczny występ. 
Day 12: A song from any dead artist. 
Nirvana przyszła mi pierwsza na myśl, więc zostanę przy nich. Oczywiście Dumb – jedna z moich ulubionych ich piosenek. Trochę się wahałem między wersją z unpluggedu a zwykłą, albumową. Wybrałem bezprądowca, bo warto popatrzyć na tę wiolonczele na żywo (teraz się trochę zastanawiam, czy to nie przypadkiem kontrabas, może ktoś bardziej ogarnięty mi uświadomi, będę wdzięczny).
Day 13: A favourite cover song. (do you know who sang the original?) 
Jak już przy tych wiolonczelach jesteśmy to aż ciężko mi nie wybrać Bang Bang. To jedyny utwór, który lubię Sky Ferreiry (reszta kompletnie nie moje klimaty), ale jej gościnny występ w tym utworze jest przepiękny i kupiła mnie nim. Natomiast 2Cellos czasem słucham, a od tego kawałka się zaczęło. Oryginał wykonywała Cher i pochodzi z lat sześćdziesiątych. 
Day 14: A song with a good video. 
Długo się zastanawiałem. Miałem pełno kandydatów, ale ostatecznie stwierdziłem, że wybiorę jakiś Lany Del Rey. Wtedy zacząłem wahać się pomiędzy Born To Die oraz Blue Jeans, lecz ostatecznie wygrała druga opcja. Z prostej przyczyny – piękna Lana w białym stroju oraz przystojny, wytatuowany mężczyzna. Wszystko mi pasuje, piosenka świetna, piękne ujęcia. I choć nie jest on nie wiadomo jak bardzo twórczy, to pozostaje jednym z moich ulubionych. Lubię dorabiać swoje historię do jej teledysków. Tu zawsze sądziłem, że Lana jest wyobrażeniem tego mężczyzny po stracie wielkiej miłości i to jego podświadomość płata mu figle, a on coraz bardziej w nie popada, zapominając o rzeczywistym świecie.
POPRZEDNIE          NASTĘPNE

4 komentarze:

  1. Nie dość, że radia narobiły na piosenkę Hoziera, to on sam właściwie też ją troszkę pobrudził. Trwoga rzyciowa mnie ogarnęła, kiedy obejrzałem jego występ tejże piosenki na pokazie Victoria's Secret, który notabene nie odbywał się w kościele (ała, ale radioaktywny żart). NOALE hajs się zgadza oczywiście.
    Boru najdroższy, Sonic Youth to taki niesamowity zespół. Potwornie kojarzą mi się z The Flaming Lips, chociaż właściwie nie wiem czemu - chyba przez tę prostotę tekstów. (W ogóle polecam najmocniej płytę - uwaga, to nie dżołk - Majli Cyrus, mianowicie "Dead Petz", jeśli lubisz takie psychodeliczne brzmienia.)Ja z ich debiutu najbardziej lubię "Confusion is next" Te basy *_*
    Natomiast z teledysków Lany wybrałbym tu "Ride" z jego bogatą historią. A już pomijając Lanę, przyznałbym to miejsce tylko i wyłącznie teledyskowi do "Of The Night" Bastilków, który jest genialny. Niemniej dobry wybór z tą Laną.
    Ych, mój komć to pierwotniak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz uświadomił mi jak bardzo jestem nie obeznany w świecie gwiazd, ich życia i w ogóle wszystkiego. Ale, ale! Nadrobiłem te zaległości. Uwaga, tasiemiec nadchodzi.

      Co do Hoziera, to raczej nie mam tak, że go nienawidzę. Wręcz przeciwnie; lubię jego prostotę, bo wydaje się być naprawdę skromny, ale jak jest naprawdę to nie wiem. Może nie jestem jakimś wielkim fanem (albo w fanem w ogólnym znaczeniu tego słowa) jego twórczości, kilka piosenek lubię i to bardziej te, co są najpopularniejsze jak From Eden (moja ulubiona i ten teledysk!), Jackie and Wilson, Someone New (z cudowną Natalie Dorman w klipie). Kiedyś w MTV leciał jego występ, to zasiadłem i zacząłem słuchać, a kiedy zauważyłem, że dobrze śpiewa na żywo i nie robiła tego jakaś maszyna w studiu za niego, to spodobało mi się. W ogóle, jeśli ktoś nie daje rady śpiewać dobrze na koncertach, to od razu włącza mi się tryb ANTY, bo dla mnie gigi są najważniejsze (dlatego kocham kupować używane, niestety starte do granic możliwości bootlegi Placebo). Oglądnąłem również jego występ na VS, ale powiem szczerze, że nie widziałem tam nic szczególnego, ale na tym się kompletnie nie znam i nie mam pojęcia jak tam się odbywają te pokazy ani w ogóle jak tam wyglądają gościnne występy artystów. Więc może rozwiniesz swoją myśl?

      występ tejże piosenki na pokazie Victoria's Secret, który notabene nie odbywał się w kościele (ała, ale radioaktywny żart)
      Ej no, ale on chciał te wszystkie modelki tam zabrać! I nie dziwie mu się, naprawdę.

      Sonic Youth to moja miłość. Chciałbym mieć ich wszystkie płyty (nieważne czy winylowe, czy kompaktowe, mogłyby się uzupełniać, byle tylko w każdym momencie móc wziąć je i posłuchać). Na razie spełniłem to pragnienie w 7%, bo posiadam tylko Goo.
      A o The Flamming Lips coś mi się kiedyś obiło o uszy (prawdopodobnie z wywiadów Briana, on ich słucha). Stwierdziłem, że ich posłucham no i aj fańd nju low instant, dzięki wielkie!
      Ej z tą Mejli Sajrus to się nie spodziewałem czegoś takiego. Musze jeszcze siąść i przesłuchać na spokojnie cały krążek, bo tylko kilka utworów przesłuchałem. Co prawda, nie znam jej wcześniejszych dokonań, ale naprawdę jest dobrze (jeszcze nie mówię, że mi się podoba, bo dość dużo jest utworów).
      Właśnie większość wybrałaby „Ride” Lany, ale to było zbyt hipsterskie dla mnie. Blue Jeans było jednym z moich ulubionych teledysków przez dłuższy czas, ale równie dobrze mógłby to być jakikolwiek klip jej (oprócz Music To Watch Boys To i Freak, o zgrozo, nienawidzę ich). Co do Bastille, to o ile coś tam kojarzę, to niestety, nie śledzę poczynań, więc mam mało do powiedzenia, poza tym, że oglądnąłem teledysk, o którym wspomniałeś i musze przyznać, że jest naprawdę dobry.

      Psychobełkoty mode off.

      Usuń
    2. Ajś, jak czytam tak znowu swojego komcia, to wygląda on trochę, jakby był zarażony hejtem. Ogólnie nie mam nic przeciwko Hozierowi, jest naprawdę niesamowitym artystą (ha, użyłem nawet tego magicznego słowa; czyli jest level wyżej od zwykłego piosenkarza), po prostu śpiewanie piosenki typu bló 10/10 w towarzystwie półnagich aniołków jest trochę z tyła. Niemniej nie zaniża to wartości Hoziera jako wykonawcy (kocham najbardziej jedną jego piosenkę, mianowicie "Run").
      A Majli pracowała nad nową płytą właśnie z The Flaming Lips (być może dlatego jest taka odjechana), w każdym razie istnieje przepaść pomiędzy tą a jej wcześniejszymi albumami. Ja osobiście jestem zachwycony jej nowym brzmieniem, a tę płytę uważam za największe odkrycie tamtego roku.
      Bastille wcześniej bili swoją oryginalnością, teraz troszeczkę się przejedli. Niemniej polecam ich, jeśli lubisz taką alternatywę pomieszaną z elektroniką i indie. Ciężko określić, w czym oni tworzą, bo to raczej nie jest rock.
      Z takich lepszych teledysków przypominam sobie "All I Need" od Radiohead - jery, ta piosenka to takie muzyczne samobójstwo: słuchasz jej i czujesz, jak opuszczają cię siły psychiczne.

      Usuń
    3. Spokojnie, ja Cię nie biorę za żadnego hejtera, raczej myślałem, że z tym Hozierem to był jakiś „skandal” z background story behind it. A tak swoją drogą, to jeszcze Work Song bardzo lubię, najprawdopodobniej na drugim miejscu (wiem, że znowu bardzo oryginalnie, NO ALE). W dodatku ma teledysk, który mega mi się podoba. Działa na zmysły i taniec w klipach powoduje, że łatwo złapać mnie na ten chwyt (no, chyba że wokalista stoi na środku, a za nim w rządku, ewentualnie szachownicy, tancerze, którzy pokazują mało wymagającą choreografię, co by grający pierwsze skrzypce przypadkiem się nie zbłaźnił swoją niewiedzą na ten temat). Co do Run, to masz racje, coś pięknego. Przez Ciebie teraz cały czas gwałcę przycisk replay. Chyba jeszcze raz się przyjrzę jego płycie, bo dość dawno jej nie słuchałem.

      Bastille nie grają za bardzo w moich klimatach (oczywiście, sugeruję się tylko hitami, którzy słuchają moi znajomi), ale nie mówię, że nie podobają mi się ich utwory. Po prostu moim zdaniem muzyka powinna zrobić bajzel w mózgu, sercu i brzuchu jednocześnie już za pierwszym razem. Dopiero po tym wiem, że to TEN artysta/zespół.

      Natomiast co do Radiohead, to nie wiem, czy jesteś mesjaszem, prorokiem, czy też Wróżbitą Maciejem (niewłaściwe możesz skreślić), ale to jest powiązane z 3 częścią czelendżu i nie chcę za dużo o tym mówić, ale będzie tam jedna pozycja Radiohead. Powiem tylko tyle, że All I Need jest w moim rankingu na drugim miejscu (tak, jeśli dalej nie zauważyłeś, to dziwnie je sobie pozycjonuję, wiesz, to mnie uspokaja), a żeby dowiedzieć się, co zajmuję pierwsze, będziesz musiał poczekać do poniedziałku. Tak, właśnie roztaczam mega krypto mgłę tajemniczości wokół tego jakże niesamowicie ciekawego tematu.

      Usuń

tofaszysze bló